> > > Phil Collins “Jeszcze nie umarłem”

Jak informowaliśmy w naszym dziale newsów, kilka tygodni temu na całym świecie (w tym w Polsce) ukazała się autobiografia Phila Collinsa zatytułowana “Jeszcze nie umarłem” (oryg. “Not Dead Yet“). Postanowiliśmy przyjrzeć się tej pozycji. W końcu mamy do czynienia z historią życia jednej z największych gwiazd w historii muzyki popularnej, a także wybitnego perkusisty, o czym, z racji gwiazdorskiego statusu tego muzyka, często zapominamy.

Tak, jak w przypadku innych pozycji o charakterze autobiograficznym przechodzimy wraz z autorem całą “oś czasu” jego życia, aż do chwili obecnej. Dowiadujemy się zatem co nieco o rodzinie bohatera, poznajemy jego dziadków, rodziców, rodzeństwo, ciotki i wujów, zaglądamy do rodzinnych zdjęć, a także stajemy się powiernikami najważniejszych wydarzeń w życiu młodego Phila – tych, które ukształtowały jego osobowość, a także gust muzyczny. Autor nie szczędzi smacznych opowieści z czasów szkolnych przybliżając nam Hounslow na zachodnim skraju Londynu, gdzie się wychował, kolegów z tego okresu, pierwsze sytuacje damsko-męskie, ale także pierwsze sytuacje muzyczne w swoim życiu. Wraz z narratorem śledzimy pierwsze nieudane próby przejścia na zawodowstwo, dołączenie do Genesis i rozwijającą się karierę tego zespołu, przejęcie obowiązków wokalisty, pracę z zespołem Brand X, zaskakująco udaną (przede wszystkim dla samego zainteresowanego) karierę solową, współpracę z koncernem Disney’a odejście z macierzystego zespołu, aż po rezygnację z występów solowych. Poznajemy przyczyny i przebieg wszystkich wzlotów i upadków związanych z tymi zdarzeniami. Autor nie kryje przed czytelnikiem również radości i smutków z życia osobistego opisując nieudane małżeństwa zakończone rozłąką z dziećmi oraz opłakane skutki choroby alkoholowej, której uległ dopiero po pięćdziesiątce, a więc w czasie, gdy inne gwiazdy dawno już wytrzeźwiały. Jak w porządnej autobiografii, wszystko kończy się jednak happy endem.

Pozycje tego typu powinny zawierać mnóstwo radosnych lub smutnych, ale zawsze ciekawych zakulisowych anegdot i w tym przypadku nie jest inaczej. Oczywiście zagorzali wielbiciele Genesis i samego Phila znają wiele z nich na pamięć (np. ta o udziale w filmie “A Hard Day’s Night” Beatlesów lub o przesłuchaniu do zespołu Genesis), jednak wiele z nich to smaczne “świeżynki”, a wszystkie nadają opowieści obejmującej okres ponad stulecia (począwszy od wzmianki o dziadkach Phila, aż do 2015 r.) niezbędnej krwistości i po prostu życia. Każdy zawodowy perkusista uśmieje się, a młody marzący o zawodowstwie powinien wyciągnąć naukę, z historii o pracy w roli “kongisty” podczas nagrywania płyty “All Things Must Pass” George’a Harrisona (kawał, jaki Harrison zrobił Philowi po latach w związku z tą sesją – bezcenny!). Możemy także dowiedzieć się na czym polegała nieprzyjemność wzięcia udziału w jednorazowej reaktywacji Led Zeppelin w 1985 r., aferach związanych z oskarowymi galami, czy współpracą z legendarnym wokalistą Tonym Bennettem. A jest tego dużo, dużo więcej.

collins-bio-kopia

Co w przypadku tego typu publikacji niezmiernie istotne, całą opowieść czyta się dobrze i płynnie za sprawą świetnego tłumaczenia Anny Gralak. Tłumaczka nie ustrzegła się wprawdzie kilku potknięć faktograficznych (“Supper’s Ready” to nie płyta, a suita zamykająca album “Foxtrot” zespołu Genesis, New Romantic nie było zespołem, z którego pochodził Steve Strange, a stylem muzycznym, którego wspomniany muzyk stał się symbolem dla angielskiej opinii publicznej, zaś Ray Wilson śpiewał w pierwszej połowie lat 90. w grupie Stiltskin, nie Stoltskin – to może zresztą być błąd drukarski), a także tych wynikających z nieznajomości realiów branży muzycznej (“przycinanie” to raczej “edycja” lub “montaż”, “prowadzić” to tak naprawdę “dyrygować” zespołem, a tytuł magazynu Billboard w dopełniaczu w języku polskim to “Billboardu”). Są to jednak drobniutkie nieścisłości w żaden sposób nie przeszkadzające w ogólnym odbiorze narracji i nie zniekształcające treści, które autor chciał swojemu czytelnikowi przekazać, a odnotowujemy je wyłącznie dla dziennikarskiej staranności.

Jeszcze nie umarłem” to świetna lektura, za równo dla fanów artysty we wszystkich wcieleniach, jak i dla perkusistów, którzy zastanawiają się, w jaki sposób zrealizować swoje marzenie o byciu zawodowcem. Być może nawet można dowiedzieć się, czego nie robić, jeśli nie chcemy doprowadzić do rozpadu związku będąc czynnym i rozchwytywanym muzykiem. Naszym zdaniem warto przeczytać!

vik