> > > Drum Fest 2017: Wywiad z Dariuszem “Darayem” Brzozowskim

Międzynarodowy festiwal perkusyjny Drum Fest to wyjątkowe wydarzenie w muzycznym kalendarzu wielu miłośników bębnów i dobrej, często nietypowej muzyki. W tym roku odbywa się jego XXVI edycja. Jak zwykle od końca września do końca października w ramach festiwalu odbywają się liczne koncerty, warsztaty, pokazy i recitale, które są silnie związane z tematyką perkusyjną. W tym roku w Szkole Muzycznej I i II st. w Opolu w dniach 6-8 października miał miejsce niezwykle intensywny weekend, podczas którego działo się naprawdę wiele. Koncerty, konkurs Young Drum Hero (nasza relacja TUTAJ) i warsztaty niezwykłych perkusistów- to wszystko czekało na uczestników festiwalu. Zgromadzonym w budynku szkoły zaprezentowali się m.in. legendarny mistrz ekstremalnego grania, George Kollias, świetny muzyk sesyjny i edukator Russ Miller, Maciej Gołyźniak czy dwaj świetni bębniarze i endorerzy marki Roland Mariusz Mocarski oraz Michael Schack. Swoją wiedzą i umiejętnościami dzielił się także Dariusz “Daray” Brzozowski, który jest jednym z najlepszych bębniarzy metalowych w naszym kraju. Zamieniliśmy z nim kilka słów, a efekt finalny znajdziecie w zamieszczonym tu wywiadzie.

Daray Tama

Dariusz “Daray” Brzozowski w rozmowie z BeatIt

“Moje wrażenia po konkursie Young Drum Hero 2017 są bardzo pozytywne, chociaż był to mega stres. Warsztaty to nie jest dla mnie nowość, ale zawsze też jest stres, i to większy niż podczas koncertów. Jednak pierwszy raz byłem w jury takiego konkursu i było to dla mnie stresujące, że trzeba wybrać tego jedynego. Poziom jest mega wysoki. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, bo od jakiegoś czasu nie śledzę, co tam młodzi wyprawiają. Czasami, jak są supporty na koncertach, to oczywiście obejrzę młodego bębniarza z młodym zespołem. Na konkursie było bardzo, bardzo ciężko. Dwie kategorie wiekowe: do 16 i 23 lat. Jestem pod wrażeniem tych młodszych. Były takie strzały, że naprawdę było bardzo ciężko wybrać. Wszyscy byli zwycięzcami. Starałem się im przekazać, że ich przyjazd tutaj i wyjście na scenę to już jest zwycięstwo. To będzie się przekładać nie tylko na doświadczenie muzyczne, ale w życiu prywatnym nabiorą pewności siebie. Oni też wiedzą przed kim występują. To nie jest „cywilna” publiczność. Tu byli sami bębniarze, a oceniali ich wybitni perkusiści. To był podwójny, albo potrójny kaliber występu. Dlatego stresuję się podczas warsztatów i pokazów, bo tam są bębniarze. Młodzi muszą zrozumieć, że nie chodzi o samo granie, ale także o to, aby dzięki doświadczeniom być pewniejszym siebie i lepszym.

Podczas warsztatów, które prowadzę do dziś jest dla mnie ważna technika, więc poświęcam dużo czasu na omawianie ekstremalnej gry na bębnach – dwie stopy, blasty, przejścia, aranżacja metalowych utworów itd. Jednak teraz bardziej zwracam uwagę na to, jak prowadzić swoją karierę, bo widzę w Polsce bardzo dużo dobrych bębniarzy, a po tym konkursie, to już w ogóle jestem pod wrażeniem. Z drugiej strony mając już 37 lat nie czuję za bardzo oddechu młodego pokolenia na plecach. Wiele zespołów bez bębniarza, które chcą nagrać płytę dzwoni do mnie. Pytam zawsze: „Nie ma u was jakiegoś młodego perkusisty, który mógłby to zrobić, albo z wami grać na stałe?”. No i się okazuje, że nie ma.

Nie wiem skąd się bierze to, że Grecy, Czesi, Polacy czy Austriacy grający ekstremalny metal radzą sobie na rynkach światowych. Miałem kiedyś takiego farta, ale nie skorzystałem z tej okazji i teraz, po 10 latach, pluję sobie w brodę. Podczas pierwszej trasy z Dimmu Borgir, która była bardzo duża z Danzigiem jako headlinerem – duże kluby. Pod koniec trasy graliśmy w Hollywood i na drugi dzień mieliśmy wolne. Kolesie z „Jackass” byli wtedy na topie i graliśmy u nich na żywca i w pełnym rynsztunku, makijażu, potem był wywiad itd. – L.A. i tak dalej… Po tym nagraniu przyszedł koleś: „Ja tu niedaleko mam studio. Może byś został troszkę dłużej po tej trasie i byśmy nakręcili jakieś DVD? Może byś podłapał robotę, bo tu jest jeden gościu, który szuka człowieka do zespołu i nagrania płyty.” Spanikowałem, bo to Los Angeles i najwięksi muzycy. Uznałem, że sobie nie poradzę. On mówi: „Sprawdź do kiedy masz wizę, na kiedy możesz przebukować bilety”. Okazało się, że miałem wizę ważną jeszcze dwa tygodnie po trasie i mogłem to śmiało zrobić. Jeszcze mi proponował kasę, ale spanikowałem i powiedziałem, że nie, bo muszę jechać do domu. Pluję sobie w brodę do dziś. Dlatego cieszę się, że ci młodzi tu przyszli i to zrobili. Nie jest ważne, czy ktoś wygrał czy nie. Tak samo jest nieważne, czy bym sobie w tym L.A. poradził. Jakoś bym to zrobił, ale by się spełniło. Najgorzej jest kiedy czegoś nie zrobisz, tym bardziej gdy jest propozycja. Byłem po całej trasie, rozgrzany i z graniem i z angielskim. Gdy siedzisz w domu i nie rozmawiasz, to zawsze te pierwsze dni jest trudno. Tak samo jest gdy jeżdżę do Norwegii. Wtedy w USA byłem totalnie gotowy. Wpadłbym tam i bym zagrał. Jak grałem pokazy w Australii, to też był stres. Dzień przed byłem tak spanikowany… Myślałem: „Ja tam nie lecę. Nie poradzę sobie. Sam na drugim końcu świata”. Zrobiłem to i byłem bardzo szczęśliwy i dumny z siebie. Pojechałem i było super.

Odszedłem od pytania… Śmieją się ze mnie, że gram w Dimmu Borgir, bo Polak jest tani. Zrobi dobrze, ale tanio. Żartuję, bo padały takie teksty. Nie wiem, chyba z zazdrości i zawiści. Myślę, że z bębnami w muzyce metalowej jest o tyle prościej, że one są bardzo mocno wyeksponowane na nagraniach, na koncertach również. Zawsze są duże zestawy, które widać, tego perkusistę ma być widać, jest na wielkim podeście. Bębniarze popowi, mimo że są świetni, muszą grać prosto i nie mogą się pokazać. Oni są z tyłu, bo najważniejsza jest gwiazda. W muzyce metalowej perkusista również jest gwiazdą. Jest miejsce na solówkę i sama gra to już praktycznie jak solówka. Numery takie jak Dimmu Borgir to jest praktycznie solówka. Jest tylko parę momentów, gdzie odpuszczasz. Widzisz bębniarza, który gra prosto i jest ok, ale zobaczysz mnie w akcji i myślisz: „Ale super!”. To jest złudne, bo często ci bębniarze grający prosto, np. z Adele, to są mistrzowie.

Gdy zaczynasz grać oczywiście jest łatwiej jak masz swój zespół i ziomali, którzy są z tobą i tworzycie grupę. Gorzej jeśli mieszkasz w małym mieście i nikt z twoich znajomych nie zajmuje się muzyką. Chcesz bardzo grać na bębnach, chodzisz do szkoły muzycznej, ćwiczysz, ale jest dużo ciężej poradzić sobie indywidualnie. Na pewno ma to wpływ. Wczoraj Russ Miller, a dzisiaj Maciek Gołyźniak powiedzieli do tych młodych ludzi: zakładajcie własne zespoły!

Właśnie startuję z jesienną trasą z zespołem Hunter, są też propozycje warsztatów, ale jeszcze nie sfinalizowane. Prawdopodobnie w lutym wyjdzie płyta Dimmu Borgir. Nagrałem na nią bębny w lutym tego roku, a pod koniec marca było po miksach i masteringu. Na razie mamy potwierdzony koncert jako headliner na festiwalu Wacken, a także mamy grac na Hellfest. Pracuję nad nową płytą zespołu Proces. Jest nowy projekt z wokalistą Antigamy i z byłym gitarzystą Obscure Sphinx i Rootwater. Mamy w grudniu nagrać dwa utwory i zobaczymy, co będzie dalej. Dzieje się…”

http://www.drumfest.pl/

Share