> > > Jason Bittner wywiad dla BeatIt, cz. 3

Podczas 25. edycji Międzynarodowego Festiwalu Perkusyjnego DRUM FEST, która odbyła się w opolskiej hali WCK, spotkaliśmy się z perkusistami zaproszonymi na tę imprezę przez organizatorów. Występowali oni ze swoimi zespołami, prowadzili kliniki i warsztaty perkusyjne, a także oceniali młodych polskich bębniarzy podczas konkursu Young Drum Hero, który pokazał naprawdę wysoki poziom umiejętności naszej młodzieży.

Wśród gości festiwalu znaleźli się: Maciek Gołyźniak, Łukasz “Icanraz” Sarnacki, Katy Elwell, , Jason Sutter, Rick Latham, Gary Novak, Kaz Rodriguez, Russell Gilbrook, a także Jason Bittner, który współpracował z takimi artystami jak m. in. Marty Friedman i zespoły Shadows Fall, Anthrax, Flotsam & Jetsam (z którym przyjechał na DRUM FEST), a obecnie Overkill. Jason Bittner jest endorserem takich marek jak: Pearl, Zildjian, Remo i ProMark.

W trzecim odcinku wywiadu nasz gość opowiada o swojej kolekcji werbli, systemie pracy w studio, a także swoim technicznym, który jest Polakiem.

J. Bittner clinic www.beatit.tv

Jason Bittner w rozmowie z BeatIt, cz. 3

BeatIt: Werble to sprawa dość indywidualna. Czy tez używasz werbli Pearl Reference, czy grasz na różnych instrumentach?

Jason Bittner: Werble to mój fetysz i mam potężną kolekcję werbli w domu. Ostatnio się skurczyła, ale łącznie z instrumentami vintage’owymi mam chyba 35 werbli. Chyba mam lekki problem.

B: Zabierasz je w trasę?

J. B.: Nie. 10 z nich to vintage, niektóre to egzemplarze kolekcjonerskie, niektóre ładnie wyglądają na półce. Mam werbel, którego właścicielem był Nicko McBrain i użył go na trasie promującej płytę „Powerslave”. Mam starego Slingerlanda, na którym podpisał mi się Neil Peart. To są przedmioty kolekcjonerskie.

B: Jeśli będziesz potrzebował nowej wątroby, to może się ich pozbędziesz.

J. B.: Tak. Mój przyjaciel Greg nazywa je pułkownikami, bo tylko leżą na półce. Problem w tym, że Pearl produkuje za dużo świetnych werbli. Już mam swój ulubiony, a za dwa miesiące wypuszczają jeszcze lepszy, który się staje ulubionym. Gdy zaczynałem grać na Pearlu, Reference z 20-warstwowej sklejki o głębokości 5,5 był moim faworytem. To zabójca. Jest gruby, ma dobry strzał. To był mój ulubiony werbel, który dostałem razem z pierwszym zestawem Reference po podpisaniu umowy. Kumplowałem się z ludźmi z amerykańskiego Pearla zanim zawarłem umowę w firmą, więc już wcześniej miałem od nich kilka werbli. Niektóre są egzemplarzami kolekcjonerskimi, bo już się ich nie produkuje, np. mosiężny werbel z sygnaturą Steve’a Ferrone o wymiarach 14×6,5. Wspaniały bęben! Mam też aluminiowy werbel Ultracast o głębokości 5 cali. To jeden z moich ulubionych werbli w ogóle. Wykorzystałem go w kilku sesjach: na płycie mojego deathmetalowego zespołu Burning Humans, „Threads of Life” Shadows Fall, niedawno na jeszcze innej sesji. Wziąłem go także na europejską trasę z Flotsam & Jetsam w ubiegłym roku. To wspaniały werbel. Jest lekki, można go mieć w bagażu podręcznym, bo waży ze dwa i pół kilo. To jeden z najbardziej zabójczych werbli w moim posiadaniu. Moim ulubionym uniwersalnym koniem pociągowym jest werbel Reference Pure o głębokości 6,5”. To właściwie identyczny jak ten, którego tutaj użyję. Jeśli się go nastroi nisko, to brzmienie będzie głębokie, ale ma świetny strzał przy wysokim stroju i nie dławi się. Pearl Refernce Brass to też niezły skurczybyk…

B: Wspomniałeś o nagrywaniu. Pewnie jesteś o to pytany na klinikach. Czy wolisz nagrywać w całym podejściu, czy może segmentami, żeby utrzymać ten sam poziom energii w nagraniu?

J. B.: Nagrywam w całym podejściu. Niedługo kończę 47 lat i zacząłem nagrywać w czasach taśmy. Dzieciaki nie widzą, co to znaczy, gdy trzeba zagrać numer od deski do deski. Nie było żadnych wklejek w Pro Toolsie, bo to było niemożliwe. Zatrzymać się można było tylko, jeśli w aranżu było miejsce bez bębnów. „Tu bębny się zatrzymują, więc tu wklejamy”. Poza tym trzeba było grać numer w całości. Wywodzę się z tej szkoły i to zawsze było moim celem. Przed wejściem do studia zawsze ostro harowałem, bez względu na to, czy nagrywałem z własną kapelą, czy byłem wynajęty na sesję. Zanim wejdę do studia staram się przygotować tak dobrze jak to tylko możliwe, żebym mógł tam wejść i po prostu zagrać. Nie chcę siedzieć w studio całymi dniami. Chcę wykonać swoją robotę i walnąć sobie bezalkoholowego browara jak skończę, a pozostali niech nagrywają swoje. Powodem jest również to, że największe ciśnienie spoczywa na bębniarzu, zwłaszcza przy nagrywaniu płyty. Budżet jest taki, jaki jest, a najpierw trzeba nagrać bębny. A jeśli masz słaby dzień i ci nie idzie, a wszyscy czekają aż skończysz i to kosztuje konkretne pieniądze. Zawsze daję sobie wycisk przed nagrywaniem, żeby się przygotować do sesji. Gdy już jestem w studio, to nagrywam 4 podejścia. Pierwsze jest na próbę i czasami wychodzi magicznie i nie da się tego poprawić. Parę miesięcy temu miałem sesję dla dwóch kapel z Grecji. Jeden kawałek był bardziej deathmetalowy – szybkie podwójne stopy, dużo blastów. Gram takie rzeczy, ale nie jestem bębniarzem grającym ekstremalny metal, tylko thrash. George Kollias i Derek Roddy grają takie rzeczy przez sen. Ja daję radę, ale potrzebuję o wiele więcej czasu. To, co dla nich jest bułką z masłem dla mnie jest szczytem możliwości. Muszę więc trochę przysiąść. Przez tydzień ćwiczyłem jeden kawałek, żeby go ogarnąć razem z sesją przed wyjazdem na trasę. Dzięki temu byłem faktycznie gotowy pod koniec tego tygodnia. Powiedziałem do mojego przyjaciela Tima, z którego studia korzystam robiąc takie nagrania: „Może będzie parę wklejek. Jedno podejście może mi się nie udać”. No i załatwiłem to w pierwszym podejściu. Po wszystkim mówię do Tima: „Błagam cię, powiedz mi, że włączyłeś nagrywanie!”. On na to: „Nie bój się. Wiesz, że nagrywam wszystko, co robisz”. Usiadłem, posłuchałem i to podejście było prawie idealne. Było tam parę fragmentów, w których poprawiłem jakiegoś blasta i już. Tak nagrywam. Najpierw całe podejście, a jeśli trzeba coś poprawić, to gram ten fragment. Nagrywam pierwsze podejście, drugie, trzecie jest „ubezpieczeniowe”, a w ostatnim sobie kombinuję z przejściami, bo może coś fajnego się urodzi. Potem biorę najlepsze podejście, takie z najlepsza energią, odsłuchuję i sprawdzam: „Czy to przejście nie jest przyspieszone? Zobaczmy trzecie podejście. Idealnie! Przeklejamy!”. Nie ma w tym nic złego, bo wciąż zagrałem ten numer w całości. Nie robię tego metodą: „Pierwsza zwrotka, gotowe, refren, wklejmy refren jak się znowu pojawi”. To dla mnie oszustwo.

B: Czy to Twoim zdaniem odbiera muzyce feeling?

J. B.: Absolutnie! Zresztą ja gram różne rzeczy, żeby dany refren nie był taki, jakby został przeklejony. Za drugim razem może rajduję na chince, a nie crashu, albo zamieniam coś innego. Zawsze aranżuję tak, żeby było wiadomo, że ta część nie została wycięta i wklejona później w kawałku.

B: Nie chcemy Cię dłużej zatrzymywać, bo niedługo masz występ.

J. B.: W którymś momencie chyba powinienem się rozgrzać.

B: Ostatnie pytanie. Masz technicznego z Polski.

J. B.: Tak! Muszę powiedzieć, że miałem wielu technicznych przez ostatnich 15 lat i Sylwester jest jednym z najlepszych. Tego dnia gdy się poznaliśmy powiedziałem, że gram na ustawieniu tomów dwa na górze i dwa floor tomy. On na to: „Już wszystko obcykałem w necie i wiem, co masz. Byłem technicznym Mike’a Portnoy’a”. Gdy tylko to usłyszałem, to powiedziałem: „Mike to mój przyjaciel. Jeśli przeżyłeś trasę z nim, to wiem, że nie będziemy mieli problemów”. Nie mówię tego tylko dlatego, że jest tu z nami. Był technicznym Destruction i Flotsam, ale bardziej Destruction. To Destruction byli headlinerem, a my gościem specjalnym. Mieliśmy też dwie młode kapele na rozgrzewkę i niestety mój biedny przyjaciel musiał się stresować czymś, co nie należało do niego. Pomagałem mu podczas tej trasy, bo jego zadaniem było pomagać Wawrzyńcowi, a nie rozstawiać mój zestaw, a on i tak wiedział, co gdzie ma być. Jak przyjechałem tu dzisiaj, to zestaw był w 88-90 procentach gotowy. To redukuje mój stres. Nie mogę się gościa nachwalić. W marcu wraca z nami na trasę.

B: W Destruction występuje polski perkusista – Wawrzyniec Dramowicz. Niesamowity bębniarz.

J. B.: O tak! I niesamowity gość! Karabin maszynowy!

B: Tak! Wawrzyniec „Machune Gun” Dramowicz.

Bębniarki i Bębniarze! Oto trzecia i ostatnia część wywiadu, którego Jason Bittner udzielił specjalnie dla widzów beatit.tv!


Share