> > > Simon Phillips wywiad dla BeatIt, cz. 2

Simon Phillips to jeden z najważniejszych perkusistów swojego pokolenia, prawdziwa instytucja w świecie bębnów. Lista artystów, z którymi nagrywał i koncertował zajęłaby całe miejsce, jakie mamy na ten artykuł. Tylko kilka z nich: Mike Oldfield, The Who, Judas Priest, Jeff Beck, Tears For Fears, Gary Moore, Jack Bruce, David Gilmour, Brian Eno, Joe Satriani, Jon Anderson, Stanley Clarke wystarczy, aby chcieć wiedzieć, co taki perkusista ma do powiedzenia i zagrania. A było tych sesji o wiele więcej, o byciu następcą zmarłego Jeffa Porcaro w zespole TOTO przez 21 lat już nie wspominając.

Widzowie beatit.tv mogli juz zapoznać się ze wspaniałą solówką, jaką Simon Phillips zaprezentował podczas swojej kliniki perkusyjnej, którą poprowadził w warszawskim klubie Hard Rock Cafe 11 czerwca 2017 r., zorganizowana staraniem znanego wszystkim bębniarzom w Polsce sklepu perkusyjnego Pro Drum. Tym razem pora na obszerną rozmowę z Artystą.

Simon Phillips Tama

Simon Phillips rozmawia z BeatIt, cz. 2

“Powód, dla którego w wieku 12 lat dostałem od mojego taty szansę, aby grać z w pełni zawodowym zespołem był prosty. Był rok 1969. Jego [Sida Phillipsa – przyp. Vik] stylem była muzyka z lat 30. To był dixieland, ale nie w stylu Kenny’ego Balla. Zresztą Kenny grał też moim ojcem. To była muzyka o wiele bardziej zorganizowana, rozpisana, jakby to był big band, choć kapela była mniejsza. Koszt utrzymania big bandu w powojennej Anglii był niemożliwy do udźwignięcia. Było tylko kilka takich zespołów i było im ciężko. Mój tata uważał, że potrafi zorkiestrować zespół tak, aby brzmiał na większy, więc wziął w trasę 9 osób. Jednak w 1969 r. nie było zbyt wielu bębniarzy, którzy potrafili grać w tym stylu. Każdy albo chciał grać bebop albo rock and roll. Nawet starsi bębniarze sesyjni nie grali takiej muzyki autentycznie, a ja dorastałem słuchając jej na co dzień. Wszyscy bębniarze: John Bonham, Ian Paice, John Hiseman, Mitch Mitchell, wszyscy brytyjscy bębniarze dorastali grając skiffle i dixieland. Cozy Powell. Wszyscy.

Byłem za młody, żeby o tym wiedzieć. Dorastałem grając muzykę mojego ojca, więc chociaż to było surowe i nie miało dynamiki, to wiedziałem jak grać ten groove. Każdego wieczora ojciec wracał do domu i mówił: „Cholerny bębniarz! Bębniarz nie dawał rady”. Mam w końcu powiedziała: „Masz tu przecież perkusistę, który gra tę muzykę jak należy”. Tata odpowiedział: „On jest stanowczo za młody!”, a mama na to: „Może jednak nie”. Była wspaniała. Powiedziała do taty: „Nie mogę patrzeć na to, w jakim jesteś stresie”. No bo jeśli bębniarz nie gra właściwego groove, to kapela nie zabrzmi. Wtedy znalazłem się w trasie. To była niezła nauka. Nieszczęśnicy w zespole nie wiedzieli, co ze mną zrobić, ale tata odzyskał groove, a ja tak wiele się nauczyłem. Terminowałem tam przez 4 lata. W szkole miałem zegarek, który pokazywał lata, nie godziny. „Jaki mamy czas? Pięć lat do zawodowego perkusisty”. Wiedziałem tylko tyle, że chcę to robić przez resztę życia.

Gra w różnych stylach poszerza paletę środków wyrazu. To bardzo ważne, zwłaszcza podczas improwizacji solo. Jest to bardzo pomocne. Grając solo mogę pójść w dowolnym kierunku, czy to w stronę rockową, jazzową, czy funkową. To wszystko poszerza doświadczenie.

Ostatnio ktoś zapytał o płytę Nika Kershaw z 1986 r. Musiałem sobie przypomnieć tę sesję. Co ciekawe, byłem w Anglii przed przyjazdem tutaj i miałem sesję nagraniową w studio Real World, które należy do Petera Gabriela. Inżynier dźwięku pracujący podczas sesji z Nikiem Kershaw wpadł się przywitać. Pamiętam tylko jeden numer, w którym zagrałem, ale ten gość mi powiedział, że nagrałem dwa: ‘Violet To Blue’ i jeszcze jeden. Takie pytania pojawiają się na klinikach cały czas, ale jest jeszcze wiele płyt, na których zagrałem, a ludzie nie mają o tym pojęcia.

Ludzie pytają też o Judas Priest! To niesamowite! Wielu metalowych bębniarzy mówi mi: „To była moja ulubiona pyta! Od tego zaczynałem!”. Jason Bittner, Charlie Benante – oni wszyscy mi mówili, że grali do tej płyty, gdy byli dzieciakami. Nie miałem wtedy pojęcia, że to będzie miało taki wpływ. Płyta ‘Sin After Sin’ to kluczowy punkt dla heavy metalu. Sadzę, że to był jego początek, bo wcześniej to określenie nie istniało.

Biorąc pod uwagę moje wychowanie moja gra na tej płycie nie jest ciężka, ale jest pełna ognia. Wtedy stawiałem sobie za cel grać ciężkiego rocka z funkowym groove i lekko do tyłu. Na tym polegała różnica. Na większości rockowych nagrań grano wtedy do przodu, za wyjątkiem Iana Paice’a i Cozy’ego Powella. Oni mieli ten swój groove. Ian do tej pory go ma. To jest piękne. Właśnie dlatego pokochałem jego grę. Zawsze starałem się to wnieść od siebie. Trochę na zasadzie: „Zagram jakbym grał z Jamesem Brownem, tylko że to jest Sin After Sin”. Wiele osób w ogóle tego nie wychwyci, ale ja sobie kombinowałem: „Jak Bernard Purdie zagrałby z Judas Priest?”. Często tak robiłem. Z kolei grając sesję R‘n’B lub soulową kombinowałem, jak zagrałby to Tony Williams albo Cozy Powell. Bardziej „pluskające” blachy na przykład. To świetny sposób na to, aby muzyka zabrzmiała trochę inaczej. Tak było w przypadku ‘Sin After Sin’, ‘White Snake‘ [debiutancki solowy album Davida Coverdale’a – przyp Vik] i tych wszystkich płyt.

Zawsze szukam czegoś odmiennego [podczas sesji nagraniowej – przyp. Vik], ale nie w sposób dosłowny, bo jestem o wiele starszy i bardziej doświadczony. Właściwie, to się nad tym nie zastanawiam. Dzieje się coś zabawnego, i to od dość dawna – jakichś 20 – 25 lat. Słucham numeru, może z bębnami, może bez. Chodzi o to, żeby posłuchać, co się dzieje oprócz bębnów. Może sobie zapiszę nuty. Słuchając myślę: „Ok, wiem co tu zagram”. Potem siadam do bębnów, zakładam słuchawki i gram coś zupełnie innego od tego, co sobie założyłem. To dziwne, bo po prostu gram. To instynkt. Po prostu gram numer instynktownie, opierając się na zapisie. Czasem to nawet prawdziwy zapis nutowy, który jest trochę bardziej skomplikowany, a czasem tylko odręczne zapiski. Nie robiłem tego w młodości, bo dobrze zapamiętywałem numer po jednym przegraniu. Teraz tak nie potrafię. To się zmieniło. Może to z powodu ilości wykonywanej muzyki, a może z powodu wieku. Nie wiem. Robię sobie ściągawkę na wypadek, gdyby pierwsze podejście miało zostać. Czasami to możliwe. Jeśli brzmienie jest właściwe i nagrywam trzeci, albo czwarty kawałek, to czasem pierwszy wziątek jest trafiony. Może jedna wpinka, żeby coś tam poprawić i załatwione. Jeśli nie da się lepiej, to niech będzie świeżo!”

Simon Phillips jest endorserem marek: Tama, Zildjian, Remo oraz Pro-Mark.

Bębniarki i Bębniarze! Przed Wami Simon Phillips w drugiej części obszernego wywiadu udzielonego specjalnie dla widzów kanału perkusyjnego www.beatit.tv! Zapraszamy!


Share