Pod koniec ubiegłego tygodnia świat muzyki obiegła wiadomość o śmierci Boba Bryara – perkusisty zespołu My Chemical Romance w latach 2004 – 2010.

Bob Bryar podczas koncertu My Chemical Romance w 2007r. Zdjęcie: Chris McKay / WireImage
Bryar był członkiem zespołu w okresie jego największych sukcesów artystycznych i komercyjnych, tzn. wziął udział w nagraniu multiplatynowego albumu “The Black Parade” (2006), światowej trasie koncertowej promującej to wydawnictwo, a także w sesjach nagraniowych do następnej płyty, zatytułowanej “Danger Days: The True Lives of the Fabulous Killjoys” (2010).
Muzyk został znaleziony martwy w swoim domu 26 listopada b.r., a ostatni raz widziano go przy życiu 4 listopada. 31 grudnia skończyłby 45 lat.
Jego wpisy zamieszczane na mediach społecznościowych wskazywały na problemy najprawdopodobniej związane z depresją. Część z nich usunięto, jednak print screeny pozostały w sieci. Fragmenty jednego z takich postów cytujemy za platformą AlternativeNation.net:
“Witajcie przyjaciele.
Wystawię się na ostrzał będąc tak szczerym, jak jeszcze nigdy w całym swoim życiu. prawdopodobnie zbyt szczerym. miałem zamiar napisać coś takiego tylko do bliskich przyjaciół, ale po prostu zdecydowałem, że p****olę to, napiszę do każdego, kto chce to przeczytać, może to przeczytać. Nie mam nic do ukrycia. Nic do stracenia. (…)
Prawdopodobnie będzie to chaotyczny bałagan, ponieważ oczywiście czuję się jak g***o, ale mam nadzieję, że będzie to miało sens. Niczego nie próbuję promować. Niczego nie próbuję sprzedać. Po prostu próbuję wyzdrowieć, wyjaśnić kilka rzeczy i iść dalej. Jestem teraz bardzo prywatną osobą (…) i jest to poza moją strefą komfortu, ale jestem zmęczony tym, że ludzie umierają. (…) Zbyt wielu przyjaciół odeszło i jestem wyczerpany. (…)
Spędziłem lata ukrywając się przed wszystkimi, ponieważ otrzymuję tyle hejtu, z którym nie wiem, jak sobie poradzić. (…) Wciąż otrzymuję wiadomości, telefony, SMS-y, a nawet listy w mojej skrzynce pocztowej. Wiele z nich jest bardzo miłych i sprawiają, że się uśmiecham, ale większość z nich życzy mi, żebym umarł. (…)
Kiedy jestem sam, po prostu siedzę i gapię się w ścianę i myślę o tym, jak wszystko poszło tak źle, o tym, że miałem tak wielu przyjaciół, a teraz mam ich tak niewielu, i że straciłem życie, które naprawdę lubiłem i na które tak ciężko pracowałem. Szczerze mówiąc, stałem się dość samotnym i nieszczęśliwym gościem.
Dwukrotnie chirurgicznie odbudowywano mi nadgarstek, abym mógł znów grać na instrumentach, ale zanim moja ręka wróciła do sprawności, byłem już za stary, by zacząć od nowa i wszystko przepadło. (…)
Znalazłem się w bardzo złym miejscu, ale naprawdę nie chciałem i nie chcę umierać. Byłem po prostu pełnym gniewu i zagubionym facetem. Straciłem całe zaufanie do ludzi.
Prawdopodobnie otwieram drzwi dla kolejnej fali krytyki i zażenowania, ale to moja ostatnia próba sprawienia, by złapać trochę radości z życia (…). Jeśli to pójdzie nie tak, to po prostu wrócę do swojej dziury i nie spróbuję ponownie. Obiecuję. (…) W każdym razie… Dajcie mi znać, jeśli macie na to ochotę. Naprawdę chciałbym mieć przyjaciół z powrotem w moim życiu. Bardzo tęsknię za moimi przyjaciółmi. (…)”