> > > Jason Bittner wywiad dla BeatIt, cz. 1

Podczas 25. edycji Międzynarodowego Festiwalu Perkusyjnego DRUM FEST, która odbyła się w opolskiej hali WCK, spotkaliśmy się z perkusistami zaproszonymi na tę imprezę przez organizatorów. Występowali oni ze swoimi zespołami, prowadzili kliniki i warsztaty perkusyjne, a także oceniali młodych polskich bębniarzy podczas konkursu Young Drum Hero, który pokazał naprawdę wysoki poziom umiejętności naszej młodzieży.

Wśród gości festiwalu znaleźli się: Maciek Gołyźniak, Łukasz “Icanraz” Sarnacki, Katy Elwell, , Jason Sutter, Rick Latham, Gary Novak, Kaz Rodriguez, Russell Gilbrook, a także Jason Bittner, który współpracował z takimi artystami jak m. in. Marty Friedman i zespoły Shadows Fall, Anthrax, Flotsam & Jetsam (z którym przyjechał na DRUM FEST), a obecnie Overkill. Jason Bittner jest endorserem takich marek jak: Pearl, Zildjian, Remo i ProMark.

W pierwszym odcinku wywiadu nasz gość opowiada o ubiegłorocznej jesiennej trasie koncertowej Flotsam & Jetsam po Europie, sposobach na utrzymanie formy w trasie, tremie związanej z klinikami perkusyjnymi, a także własnym sposobie na rozgrzewkę przez występami.

J. Bittner interview

Jason Bittner rozmawia z BeatIt, cz. 1

BeatIt: Witamy na kanale beatit.tv!

Jason Bittner: Dziękuję za zaproszenie.

B: Dziękujemy za czas, który nam poświęcasz. Spotykamy się podczas imprezy Drum Fest 2016 w Opolu. Masz dwa występy podczas festiwalu. Najpierw grasz koncert z Flotsam & Jetsam, to dzisiaj, a jutro prowadzisz klinikę perkusyjną. Czy Flotsam & Jetsam jest w tej chwili w trasie?

J. B.: Dzisiejszy wieczór to kulminacja sześciu tygodni, które spędziliśmy w Europie. To ostatni koncert na przestrzeni pięciu i pół tygodnia, a nie ma nas w domu od sześciu. Właśnie zagraliśmy 29 koncertów z Destruction w całej Europie i ta trasa zakończyła się w ubiegłą niedzielę, a w poniedziałek polecieliśmy do Grecji, zagraliśmy tam parę występów, no i teraz jesteśmy tutaj.

B: Możesz zatem podsumować tę trasę. Jakie są Twoje wrażenia?

J. B.: To była świetna trasa. Dobrze się bawiliśmy z Destruction. To teraz nasi niemieccy bracia. Kumplowaliśmy się z nimi już wcześniej, ale po wspólnej trasie jesteśmy jedną, wielką rodziną. Były wzloty i upadki. Przydarzyło się po drodze kilka szemranych sytuacji, na przykład paskudny wieczór w Belgii z kilkoma podejrzanymi typami. Ale na szczęście przez to przeszliśmy, żyjemy i możemy o tym mówić. Jak powiedziałem, były wzloty i upadki. Od początku były kłopoty z autokarem. Mieliśmy nim jechać wszyscy razem – 4 kapele, 24 osoby. Ten bus nie dotarł na czas, więc zaczęliśmy w dwóch busach i tak przeszło 75% trasy. Nagle, ni stąd, ni z owąd, przyjeżdża jeden autokar i mamy wszyscy się w nim pomieścić. Od początku wiedzieliśmy, że to nie najlepszy pomysł. Pięć dni później rozkraczył się, wybuchł i stanął w płomieniach. Normalnie wyciągnięto mnie z koja. Trzeba było posłuchać przeczucia i zostać w tych dwóch busach. Sama trasa wyszła świetnie. Graliśmy w całej Europie, publiczność była wspaniała. Tu czy tam było troszkę słabiej, ale generalnie była to świetna trasa. Skończyła się w zeszłym tygodniu w Mannheim. Potem Grecja. Wystąpiliśmy w Salonikach i Atenach. Teraz jesteśmy tutaj.

B: To ostatni koncert?

J. B.: Tak. Potem jedziemy do domu. Mamy około… Chłopaki maja 11 dni wolnego, a ja 9, bo zostaję tutaj na kilka dni. Potem 5 tygodni koncertów w Stanach.

B: Planujecie coś specjalnego na ostatnią sztukę w Europie?

J. B.: Tak! Nie zaśniemy i nie stracimy przytomności na scenie! Oszczędzamy całą resztkę energii, jaka nam została. Wczoraj w nocy, po koncercie, zlądowaliśmy w hotelu w Atenach po 1 w nocy, a o 5.30 byliśmy w pełnej gotowości w holu, żeby zdążyć na samolot tutaj. Jesteśmy nieźle wymęczeni. Dla nas to jednak po prostu kolejny występ. Wyjdziemy, zagramy przez 80 minut i oddamy resztę potu, krwi i łez, bo od jutra możemy odpoczywać. No dobra, oni mogą.

B: Bycie w trasie jest męczące i podróżuje się więcej niż gra. Co zatem robisz, aby pozostać w formie i dawać z siebie wszystko na scenie?

J. B.: Staram się żyć najzdrowiej, jak się da. Jem najzdrowsze dostępne rzeczy. W trasie jest inaczej niż na co dzień. Nie ma się wygód dostępnych w domu. Przestałem pić 4 lata temu ponieważ zachorowałem na zapalenie trzustki w 2012 r., a to paskudne choróbsko. No i paskudna sytuacja, której już więcej nie chciałem. Lekarze zasugerowali odstawienie alkoholu i tak zrobiłem. To mi bardzo pomogło podczas tras, bo nawet bez kaca, po prostu po paru piwkach, i tak osłabiasz system odpornościowy następnego dnia. Wyeliminowanie tego poprawiło moje wykonania na koncertach i moją wydolność na trasie. Dużo witamin, zdrowe jedzenie, ćwiczenia, joga. Tę trasę zacząłem naprawdę ładnie, tzn. robiłem ćwiczenia fizyczne przez jakieś dwa tygodnie, ale potem uznałem, że lepiej oszczędzać energię na same koncerty. Gdy się nie ma wolnego, to samo granie jest wystarczająco obciążające. Masz jeden dzień wolnego po trzynastu dniach i ostatnia rzeczą, na jaką masz ochotę jest siłownia. Chcesz się po prostu wyspać. Dlatego nie mogę się doczekać powrotu do domu. Będę mógł poćwiczyć w siłowni i trochę się pozbierać.

B: Czyli obecnie rock’n’roll jest na scenie, a nie w garderobie i hotelu.

J. B.: Absolutnie! Teraz to jesteśmy wręcz żałośni w te klocki. Po zejściu ze sceny, w ciągu 45 minut większość z nas leży już w kojach próbując zasnąć. Robimy to od tak dawna… Młodsze kapele imprezują w hotelu. Ja to znam, robiłem tak 20 lat temu. Idę do wyra. Nie mamy już na to energii.

B: Rozgrzewasz się przed występami?

J. B.: Tak. Tej zasady się trzymam. Rozciągam się przez jakieś 20 minut – dłonie, nogi, stopy, kostki. Potem 20 minut na padzie. Zwykle daje sobie te pół godziny podczas przepinki po poprzedniej kapeli, a przed nami. Wyciągam wtedy pada i ogarniam temat. Nie rozgrzewam się tylko wtedy, jeśli akurat nie ma gdzie tego zrobić, albo są jakieś nieprzewidziane okoliczności. Na przykład przy ostatnim koncercie na tej trasie. To było w Mannheim. Nasz autokar podziękował za współpracę dzień wcześniej i nie wiedzieliśmy nawet, czy dojedziemy na koncert. Autokar z przyczepą podjechał na miejsce dosłownie godzinę po otwarciu bram, więc uwijaliśmy się jak mogliśmy, żeby sztuka w ogóle się odbyła. To był jeden z tych dni, kiedy nawet nie pomyślałem o rozgrzewce. Interesowało mnie tylko, kiedy scena będzie gotowa, biegusiem grać, bo mamy tylko pół godziny na koncert, bo dłużej nie można hałasować. Chodziło tylko o to, żeby zrobić, co się da.

B: Wtedy stres rozgrzewa.

J. B.: Tak! Jak już adrenalina skoczy, to nie myślisz o rozgrzewce. Czasem może być tak, że nie rozgrzewam się pod koniec trasy. Jeśli jestem na trasie od ponad trzech tygodni, to raczej jestem zawsze gotowy do grania. Ale i tak wolę spędzić te 20 minut przy padzie. Lepiej się wtedy czuję psychicznie.

B: Czy przed kliniką rozgrzewasz się inaczej?

J. B.: Tak samo. Nie ma żadnej różnicy w rozgrzewce przed koncertem, a kliniką. Zastanawiam się tylko, co zagrać na danej klinice. Być może mentalnie gdzieś odpłynę, ale fizycznie wykonuję dokładnie tę samą rozgrzewkę. Chyba bardziej się denerwuję przed kliniką niż przed koncertem. Szczerze mówiąc, to koncerty z kapelami nie zaprzątają moich myśli. Robię to od tak dawna… Jak jesteś na scenie z kapelą, to nie jesteś sam. Podczas kliniki jesteś zdany na siebie. Jeśli popełnisz jakiś błąd, to nie ma na kogo zwalić winy. “Basista się wysypał!”. No nie, stary! Nie ma na scenie żadnego basisty! Jest więc lekkie ciśnienie, bo chcę wypaść jak najlepiej, a czasem wybiorę sobie kawałek, którego dawno nie grałem. Wtedy jest lekki spontan: „Mam nadzieje, że tego nie schrzanię. Nie grałem tego od dość dawna”. „Ups!”.

B: Czyli to trochę jak w studio, tylko bez możliwości poprawki.

J. B.: Dokładnie! Chyba, że chcesz powiedzieć: „Dobra, wysypałem się. Spróbuję od początku”. Już tak robiłem. Zdarzało się, że grałem jakiś numer, a po nim następny podkład był cichszy. Jestem w dziesiątej sekundzie numeru i nic nie słyszę. Zamiast cierpieć do samego końca wole się zatrzymać, ustawić poziomy i zacząć od nowa. Nauczyłem się tego na własnym tyłku. Gdy zacząłem robić kliniki, to męczyłem się do końca numeru, ale nie przestawałem. Potem pomyślałem sobie: „Po co tak się wykańczam?” Lepiej się zatrzymać, wyjaśnić publiczności, że nie słyszę podkładu i ustawić poziomy.

B: To też część kliniki.

J. B.: Właśnie! To pokazuje, że jestem człowiekiem, nie robotem.

Bębniarki i Bębniarze! Specjalnie dla Was Jason Bittner w pierwszej części wywiadu udzielonego beatit.tv!


Share