> > > Siekierka wywiad dla BeatIt, cz. 2

W tym odcinku nasz bohater opowiada nam o swojej pierwszej profesjonalnej sesji oraz o tym, czy dzięki muzyce, którą gra może w pełni wyrazić siebie. Możecie także dowiedzieć się jak Marek przygotowuje się do występów i nagrań, a także w jaki sposób walczy z tremą i jakiego sprzętu używa. Nie pozostaje nic innego, jak tylko wygospodarować kilka minut z Waszego życia i pozwolić, aby urzekła Was historia Siekierki…

BeatIt: Pierwsza sesja nagraniowa? Gdzie, dlaczego, z kim? Jak to wspominasz?

Marek “Siekierka” Sieroszewski: To były pewnie jakieś demówki. Pamiętam z Panczaszirą taką demówkę, którą nagrywaliśmy w naszej salce prób. A pierwsze moje profesjonalne wejście do studia było z zespołem Tumbao.

BeatIt: Jak to wspominasz? Miałeś jakieś problemy?

M. S.: Problemów raczej nie miałem, bo już gdzieś tam z tym studiem miałem styczność, poza tym materiał, który nagrywaliśmy był już strasznie ograny.

BeatIt: Utwór z własnego repertuaru, który najbardziej odzwierciedla ciebie i twój styl – czy masz coś takiego?

M. S.: Nie mam takiego numeru. Może dlatego, że na reggae’owych płytach, na których grałem, nie mogłem do końca pokazać tego, co potrafię. Nie do tego ta muzyka służy. Chyba nie do końca gram muzykę, w której mogę pokazać siebie.

BeatIt: Co możesz przekazać młodym, palącym się do tej profesji? Co uważasz za najważniejsze w byciu bębniarzem i w grze na bębnach?

M. S.: Na pewno nie można się zrażać na początku. Wiem, że to jest zmora wszystkich zaczynających bębniarzy, że bardzo szybko rezygnują, bo nie są sobie w stanie poradzić z ogarnięciem każdej kończyny osobno. Dużo ludzi to przeraża. Ze mną nie było inaczej, ja też nie siadłem i nie zagrałem wszystkiego od razu. Zresztą nie gram do dzisiaj. Polecam dużo ćwiczyć. Pomysł na siebie i swoje granie wydaje mi się też ważny, bo bębniarzy jest od groma, a dobrych bębniarzy jeszcze więcej (śmiech). Teraz coś nowego w bębnach jest ważniejsze niż „wyścigi”.

BeatIt: Jakie cechy powinien mieć perkusista jako osoba?

M. S.: Nie wiem, ja np. jestem strasznym nerwusem (śmiech). Nie polecam, bo to nic zdrowego. Ważny jest spokój i luz.

BeatIt: Jak przygotowujesz się do koncertów? Rozgrzewasz się przed koncertem? Uprawiasz jakiś sport?

M. S.: Jeśli chodzi o mnie, to sen. Staram się, jak jest trochę czasu, to idę kimać. Lubię być wypoczęty po koncercie. Moi koledzy z zespołu przyjmują inną taktykę (śmiech), ale każdy robi tak, jak chce. Robię też tak zwany „stretching” przed koncertem. Ręce, kostki itd. Dużo to daje.

BeatIt: Miewasz tremę?

M. S.: Oczywiście (śmiech). Za każdym razem.

BeatIt: A jak z nią walczysz?

M. S.: Nie walczę, bo wiem, że przejdzie po pierwszym albo drugim numerze.

BeatIt: Jak się przygotowujesz do nagrań studyjnych?

M. S.: Na większości płyt, które nagrałem te partie bębnów były już wcześniej wymyślone. Ja je odgrywałem, ewentualnie dodawałem coś od siebie. Tak naprawdę, jedyną płytą, którą nagrałem ze swoim bębnem była płyta zespołu Zebra. Materiał dostałem na miejscu. To było fajne doświadczenie.

BeatIt: Czy w trakcie nagrywania używasz różnych werbli, blach, naciągów, eksperymentujesz z brzmieniem?

M. S.: Czy ja wyglądam na kogoś, kto ma piętnaście werbli i czternaście bębnów (śmiech)? Ja nagrałem w swoim życiu w dwóch studiach tylko. Większość nagrałem u Marcina Borsa w studio Fonoplastykon i jedną płytę w Srebrnej Górze, więc nie wiem, jak jest w innych studiach. U Marcina nie ma w ogóle bębnów, trzeba mieć swoje. Zazwyczaj nagrywam na tym, co mam.

BeatIt: Jak doprowadziłeś do takiego ustawienia bębnów jakie masz? Jak to ewoluowało?

M. S.: Na takim ustawieniu gram bardzo długo. Mam 10, 12, 16, a wcześniej miałem 14-tkę. Długo szukałem bębna z 16-tką dlatego mam teraz Ddrum’a, bo brakowało mi tego dołu we floor-tomie.

Werble mam dwa odkąd pamiętam, bo jeden jest jako główny, a drugi często wykorzystuję jako timbales. Blaszek chciałbym mieć więcej…

BeatIt: Opowiedz nam, czym dysponujesz, jaka formuła, marka…?

M. S.: W tej chwili jest to Ddrum Dios klonowy, tomy 10, 12, 16 i stopa 22 na 20 cali. Werble Odery, które mam parę ładnych lat. Zrobione są z drewna Imbuia, a rozmiary to 13″ x 6″ i 10″ x 5.5″. Blaszki Istanbul Mehmet Radiant. Hi-hat 13″, crashe 16″ i 18″, ozone 18″, też Mehmet. Naciągi Remo Emperor Clear od zawsze i chyba nigdy nie zmienię. Na centrali używam Powersonica albo Powerstroke Pro. „Patyki” Los Cabos. Bardzo fajne, hikorowe. Bardzo polecam, bo mi się pocą ręce, a nie ślizgają się podczas gry.

BeatIt: Najpiękniejszy moment w twojej karierze?

M. S.: Moim spełnionym marzeniem był wyjazd do Nowego Jorku z zespołem. Zawsze chciałem pojechać do stanów, a jak się okazało, że to Nowy Jork i jeszcze naprawdę poważny klub, to było ekstra. Są też takie momenty, że po koncercie przychodzi do mnie bębniarz którym się jarałem 10 czy 15 lat temu i sobie nie wyobrażałem, że podejdzie do mnie i powie, że zajebiście zagrałem. Tak było z Tomkiem Goehsem. Myślałem że tam zejdę generalnie. Bardzo fajne doświadczenie.